Rudzik na Bielanach

Atak wojsk hitlerowskich na Marymont 1944
13 sierpnia 2021

Lidia Wytrykowska-Kobyłecka

 

„Młodzież musi wiedzieć”

 

26.06.1948 r. odbyło się wręczenie pierwszych świadectw maturalnych w XXII LO. Jak Pani wspomina maturę?

Nasza klasa liczyła 11 dziewczyn i wszystkie byłyśmy bardzo przejęte. Maturę pisałyśmy
na pierwszym piętrze na Barcickiej, róg Podczaszyńskiego. Miałyśmy wsparcie naszych kolegów, którzy stali pod domem i machali nam. To byli starsi koledzy, którzy już wrócili z wojny
i z obozów, część z nich brała udział w Powstaniu Warszawskim. Ich obecność wiele dla nas znaczyła. Dużo się uczyłyśmy i dobrze się przygotowałyśmy do tego egzaminu, pomimo
że czasem trudno było dostać jakieś książki do nauki. Dzięki wspaniałym nauczycielom udało się przygotować do tego egzaminu. Później wszystkie dostałyśmy się na wyższe uczelnie. Ja dostałam się na chemię na Politechnikę Warszawską. Przedmioty przyrodnicze były na bardzo wysokim poziomie w liceum na Barcickiej.

 

Pierwsze absolwentki XXII LO im. Jose Marti

 

A czy miałyście studniówkę?

Tak, studniówka musiała być obowiązkowo! Najpierw była mała uroczystość w szkolnej sali,
a potem zorganizowałyśmy sobie prywatną studniówkę. Zaprosiłyśmy kolegów, tych co stali pod oknami na naszej maturze.

Tańczyłyście Poloneza?

Niestety nie. To był początek dopiero… i nie było takiej tradycji.

„Organizowaliśmy szkolnictwo nasze w warunkach ciężkich – bez opału, bez szyb, często
z dziurami na wylot w ścianach...”[1] – tak wspominała powstanie szkoły pani prof. Zofia Ringmanowa. Jak pamięta Pani początki szkoły na Barcickiej?

Nie jestem pewna, ale na Barcickiej był kiedyś jakiś urząd, którego pomieszczenia nam odstąpili. Szkole udostępniono też mieszkania prywatne do przeprowadzania zajęć – i to w różnych miejscach
na Bielanach.

Nie siedziałyśmy w ławkach, tylko wszystkie przy jednym stole w jednym pokoju. Było trudno, ale byłyśmy już przyzwyczajone do pokonywania trudności. Ta wojna i Powstanie dały nam dużo wspólnoty i nauczyciele to dostrzegali.

 

XXII LO im. Jose Marti na Bielanach

Liceum na Barcickiej

 

„Mała, drobna, pomarszczona, miała ksywkę Cytryna i była otoczona powszechnym szacunkiem (…)”. [2] A jak Pani wspomina panią prof. Zofię Ringmanową?

To był anioł. Bardzo ją lubiłyśmy. Ona rozumiała, że jak wojna się kończyła, miałyśmy po 15 lat, więc nie miałyśmy łatwego dzieciństwa i okresu dorastania. Kiedyś zrobiłam nawet taki „wyskok polityczny”. Pewnego dnia przyszły do nas do klasy osoby ze Związku Młodzieży Wiejskiej. Cztery moje koleżanki zapisały się do nich. Gdy zobaczyłam je w czerwonych czapkach i chustach na szyi, to zaczęłam im to zrywać. Zrobiła się afera w szkole i to przed samą maturą. Musiałam mamę sprowadzić. Pani dyrektor Ringmanowa powiedziała, że koniecznie muszę zrozumieć,
że są inne czasy, i że jeżeli jeszcze raz to powtórzę, to będzie musiała donieść na mnie. Takie były czasy. Uważam, że pani prof. Ringmanowa zachowała się fantastycznie. Miała obowiązek
to zgłosić, ale tego nie zrobiła.

 

XXII LO im Jose Marti na Bielanach

Rozdanie nagród na koniec roku szkolnego, koniec lat 40-tych. Pierwsza od prawej stoi Zofia Ringmanowa.

 

Co robiłyście na przerwach?

Przerwa to było wstanie z krzesła i rozmowy o tym, gdzie pójdziemy po szkole, gdzie można rajstopy kupić…

A jakieś spotkania towarzyskie? Jak spędzałyście czas wolny?

Tak, chodziłyśmy do siebie na imieniny. Poza tym ulubione miejsce spotkań było nad Wisłą. Pływaliśmy po Wiśle żaglówką. Pamiętam też, że w kwietniu w Wielkanoc schowałam kostium kąpielowy pod paltem przed mamą i pływałam w Wiśle, od strony kościoła u Kamedułów. Trzeba było uważać, bo można było wpaść do kolektora, który znajdował się przy szosie do kościoła.
W zimie biegaliśmy na nartach po Lasku Bielańskim. Kiedyś był taki bieg organizowany przez AWF, w którym uczestniczyłam – to wydarzenie było kręcone przez Kronikę Filmową i można było później obejrzeć to w kinie.

Pani pasją był sport.

Tak, należałam do klubu sportowego „Marymont”, później to była „Sparta”, w końcu „Spójnia”. Grałam w siatkówkę i odnosiłam drobne sukcesy. Na studiach zaczęłam grać profesjonalnie
w siatkówkę. Byłam zawodniczką przez 18 lat, dużo wyjeżdżałam za granicę, a granice były wtedy zamknięte – nikt nie mógł wyjeżdżać po wojnie. Później miałam to szczęście, że pracowałam
„w sporcie”. Właściwie całe życie byłam związana ze sportem.

Ma Pani kontakt z panią Teresą i panią Hanną, z koleżankami z klasy.

Tak, ale w tej chwili mamy kontakt tylko telefoniczny. Miałyśmy jeszcze kontakt z Jurkiem Flisakiem, on skończył szkołę rok później. On też mieszkał na Bielanach. Był bardzo sympatyczny, bardzo aktywny, ożenił się chyba z dziewczyną z naszej szkoły. Jak  byłyśmy młode rozmawiałyśmy o tym, kto wrócił z obozów, a później tylko chodziłyśmy na cmentarz na Powązki…

A jak trafiła Pani na Bielany?

Niemcy wyrzucili nas z naszego domu na Forcie Bema, gdzie pracował mój ojciec. Przeprowadziliśmy się na Pragę, gdzie musieliśmy trzy razy zmieniać mieszkanie. Z Pragi przeniosłam się na Bielany w 1942 roku.

Jakie ma Pani wspomnienia z okresu wojennego?

Pamiętam też, że gdy mieszkaliśmy na Pradze, to chodziłam wtedy do szkoły na ul. Inżynierskiej 10. Co roku z okazji 3 Maja czy 11 listopada z gabinetu dyrektora szkoły, pana Szeląga, wychodził poczet sztandarowy ubrany na biało-czerwono. W czasie wojny to był szok, to było wielkie ryzyko, bo to było zabronione. Do tej szkoły chodziły dzieci urzędników, lekarzy, ale też margines społeczny i nikt nigdy nie wydał tego dyrektora.

Dobrze pamiętam też jedno wydarzenie tuż przed wojną. Z okazji uroczystości 3 maja moja siostra maszerowała w defiladzie, na której było całe nasze przywództwo krajowe – z Edwardem Rydzem-Śmigłym na czele. Dużym przeżyciem dla mnie był też widok maszerujących przed trybuną honorową powstańców z 1863 roku. Pamiętam, że byli ubrani na szaro i salutowali.

A jakie były Bielany i Żoliborz, gdy Pani była uczennicą liceum?

Zanim się przeniosłam do liceum na Barcickiej, chodziłam do liceum im. Sempołowskiej na placu Inwalidów. Czy był mróz czy upał – chodziłyśmy tam z Bielan pieszo. Nie było wtedy żadnej komunikacji. Ale zawsze towarzyszyła nam wtedy piosenka – śpiewałyśmy dużo patriotycznych piosenek, bo tak niedawno zakończyła się wojna i Powstanie Warszawskie, w którym uczestniczyłyśmy, a nasi znajomi to przede wszystkim żołnierze Szarych Szeregów, Batalionu Zośka i Parasol.

Tu, gdzie teraz mieszkam na Bielanach, jest do dzisiaj taka skrytka, w której Szare Szeregi, później Batalion Zośka, chowały minerskie rzeczy. Jak wybuchło Powstanie, to zostały one przetransportowane na Żoliborz. W latach 80. z tej samej skrytki korzystała Solidarność…

Pamiętam jeszcze, że w 1944 r. podczas Powstania razem z około 50.  kobietami szłam przez Piaski z białymi chorągiewkami. Szłyśmy po chleb na Powązki. W kościele ksiądz wcześniej ogłosił, że piekarz ma mąkę i wypiecze chleb. Nikt do nas nie strzelał, byłyśmy odważne. Wzięłyśmy ten chleb i rozdałyśmy go później swoim sąsiadom.

Pamiętam też, że podczas Powstania był koszmarny dzień na Bielanach, okropny ostrzał, a my nie mieliśmy broni i byliśmy sami. Tylko słuchaliśmy, czy na Żoliborzu „krowa już ryczy” i później po chwili było słychać bombardowanie. Pamiętam, że na Placu Wilsona, na ul. Słowackiego były same krzyże, bo tam było łatwo chować tych, co polegli.

Niektóre koleżanki nie chciały wspominać wojny, bo nie chciały wracać do tej przeszłości, ale ja chciałam, bo młodzież musi wiedzieć.

 

Rozmawiała Karolina Rudzik

Wywiad ukazał się w jubileuszowej publikacji z okazji 75-lecia XXII LO

 

Źródła zdjęć: kroniki szkolne XXII LO, "Bielany. Przewodnik historyczny" Jarosław Zieliński

 

[1] „35 lat działalności XXII Liceum Ogólnokształcącego na Bielanach imienia José Martí”, str. 9

[2] “Jacek”, Anna Bikont, Helena Łuczywo, wyd. Agora, str. 110

Artykuły z tej kategorii

04 grudnia 2024
Najważniejsze
12 września 2024
Chodź,
21 sierpnia 2024
„To