Rudzik na Bielanach

Paweł Truszczyński, z Radia ZET, odwiedza swoje liceum, XXII LO
24 lutego 2021

Paweł Truszczyński

„Fascynuje mnie to, że radio wciąż fascynuje ludzi”

 

Nie mieszkasz na Bielanach, tak jak ja. Masz tutaj swoje ulubione miejsca?

Teraz bywam tu rzadko. Ale mam miejsca, które darzę ogromnym sentymentem. Są to okolice mojego liceum - XXII LO, okolice PKS Marymont, gdzie teraz stoi wielkie „bloczydło”, kiedyś, gdzie teraz jest Żeromskiego 1, było „zagłębie kulinarno-rozrywkowe”. I jeszcze ulica Słodowiec ze względów towarzysko-uczuciowych.

A jakie rozrywki miała młodzież w latach 90-tych?

Sądzę, że w tej kwestii niewiele się zmieniło. W liceum szuka się okazji i miejsca do picia piwa, a w podstawówce do grania w piłkę. Można też było wpaść do kolegi „na komputer”. Pamiętam jak do szkoły przyniosłem na trzech dyskietkach Mortal Kombat. To było wydarzenie! Chodziliśmy też grać na automatach koło Euroshopu na rogu Reymonta i Broniewskiego. Królował wówczas Street Fighter. Nie szło mi. Mistrzem był niejaki Pulpet. A w chwilach wolnych od piłki i gier, jeździliśmy na Wolumen po pirackie płyty z muzyką. Było bliżej niż na Stadion X-lecia.

Na Bielany przyjeżdżałeś z Bemowa, do SP i do LO. Dlaczego właśnie tutaj?

Proza życia zdecydowała, że Bielany. Jestem z rocznika wyżu demograficznego i na Bemowie nie było miejsca w szkołach… Zostały tylko godziny popołudniowe. Poza tym koledzy i mój brat przetarli wcześniej szlak i całą watahą przyjeżdżaliśmy do SP 289 na Broniewskiego 99A, a później do XXII LO.

A jakie Bielany były w latach 90-tych, kiedy chodziłeś tutaj do szkół?

Bielany są dzielnicą, do której podchodzę z respektem. Ponieważ zawsze dojeżdżałem do szkół, tak jak moi koledzy, to byłem zawsze „tym z Bemowa”. A ci z Bielan, byli z Bielan. Niestety ominęło mnie to życie towarzyskie, że po lekcjach całe towarzystwo widzi się na boisku. Początki więc były trudne.

Pamiętam też, że w szkole podstawowej, do której chodzą wszyscy z okolicy, bez jakiejś selekcji, były różne osobowości. Podstawówka na Broniewskiego miała kilka legend i nie zawsze było bezpiecznie… Pamiętam kradzieże… Łatwo można było stracić czapkę z daszkiem, która wówczas była bardzo modna. Ginęły także inne części garderoby, jak np. buty…

Rozumiem, że w liceum takich przygód już nie miałeś? Ale to znaczy, że było wyłącznie grzeczne towarzystwo, po tzw. „selekcji”?

W LO towarzystwo było grzeczne w tym sensie, że nikt nie kradł i nikogo nikt nie bił. Poza tym robiliśmy wszystko to, co zazwyczaj robi się w liceum. Bez większych ekscesów. Żadna „patointeligencja”.

XXII LO obchodzi w tym roku szkolnym 75-lecie istnienia. Jak wspominasz tę szkołę, to była dobra szkoła wg Ciebie?

To była najlepsza szkoła [śmiech]. Oczywiście wspominam ją z ogromnym sentymentem. Pani Aneta Chodowiec była moją wychowawczynią i uczyła mnie języka polskiego. Mojego starszego brata również. I miałem szczęście, bo w SP i w LO jechałem na opinii, którą wyrobił mój brat, a uczył się bardzo dobrze.

Pani Chodowiec była - i pewnie dziś jest - Mistrzynią Ciętej Riposty. Nie można jej było werbalnie podskoczyć i to mi imponowało. W ironiczny sposób próbowała sprowadzić nas do parteru. Ja to ceniłem i cenię z perspektywy czasu. Udało się jej w większości z nas, na pewno we mnie, zaszczepić nutkę humanistyczną. Moje dalsze życie zawodowe było związane z tym, że zawsze miałem do czynienia z tekstem. I lubiłem czytać.

Pewnie dlatego też poszedłeś na studia dziennikarskie?

Nie do końca dlatego. Bo ja długo nie wiedziałem, na jakie studia się wybiorę. Dziennikarstwo podpowiedział mi ojciec, widząc jak bardzo interesują mnie książki. Tak to w każdym razie zapamiętałem. W liceum nie tworzyłem gazetki szkolnej, ale za to siedziałem w radiowęźle, zresztą z moim przyjacielem Marcinem Sońtą, z którym teraz pracuję w Radiu Zet. Puszczaliśmy wówczas muzykę, która nam się podobała, a innym niekoniecznie. Ja zamęczałem ludzi Kultem a Sońta Danzigiem. Chcieliśmy zaimponować dziewczynom, ale one nie bardzo były zainteresowane. Dzisiaj myślę, że słusznie.

Mówiłeś, że twój brat – Wojtek – też ukończył XXII LO. Macie podobne wspomnienia?

Chciałbym powiedzieć, że rozmawiamy o szkole, ale nie rozmawiamy [śmiech]. Ale pamiętam, że mieliśmy tego samego nauczyciela od matematyki – pana Leszka Zajączkowskiego, który nauczył nas – klasę humanistyczną – bardzo dobrze matematyki. I wiedziałem, że jak się nie dostanę na studia humanistyczne, to złożę papiery na jakiś kierunek na Politechnikę Warszawską. Matematyka była na wysokim poziome. Natomiast na fizyce z panią Wójcik nauczyłem się ściągać, bo nie miałem innego wyjścia. Nic nie rozumiałem.

 

Marcin Sońta i Paweł Truszczyński z Radia ZET

Marcin Sońta i Paweł Truszczyński w 2020 r.

 

Wspomniałeś wcześniej o Marcinie Sońcie. Przyjaźniliście się w szkole, a teraz pracujecie razem…

Tak, znamy się od 30 lat! W zasadzie nie pamiętam już, jak to jest nie znać Sońty. Dzięki niemu trafiłem do radia i do telewizji. „Sońciak”, bo tak do niego mówimy, wmiksował mnie do programu o grach w TVP1, a później do Radiostacji, gdy byłem jeszcze na studiach i na stażu w Gazecie Stołecznej. Później trafiliśmy do Radia Zet.

Pamiętasz waszą wielogodzinną rozmowę telefoniczną, podczas relacji ataku na World Trade Center?

Nasze długie rozmowy telefoniczne to było przekleństwo dla naszych rodziców [śmiech]. Wracaliśmy ze szkoły i wisieliśmy na telefonach, a dopiero co się widzieliśmy! To był koszmar dla naszych rodziców, bo nikt nie mógł się do nich dodzwonić, a telefony komórkowe nie były jeszcze tak popularne.

W 2001, gdy byliśmy już w klasie maturalnej, oglądaliśmy w TVN24, który wtedy wystartował i relacjonował ten atak terrorystyczny. Spędziliśmy kilka godzin na telefonie i komentowaliśmy wszystko na bieżąco. Byliśmy przerażeni. Wróżyliśmy koniec świata albo co najmniej III wojnę światową.

 

Marcin Sońta i Paweł Truszczyński w 2001 r.

Paweł Truszczyński i Marcin Sońta w 2001 r.

 

Czy w latach 90-tych jakieś wydarzenia polityczne u nas w Polsce czy na świecie wpłynęły znacznie na codzienność szkolną, na młodych ludzi?

Nie przypominam sobie niczego takiego. Dzisiaj, mam wrażenie, młodzi ludzie podchodzą do wszystkiego bardziej świadomie, interesują się tym, co jest wokół. My w szkole myśleliśmy raczej, żeby wysiedzieć do dzwonka, w domu odrobić lekcje i jak najszybciej wyjść na dwór.

Co cię fascynuje w pracy w radiu?

W radiu pracuję od 16 lat i niezmiennie fascynuje mnie to, że radio wciąż fascynuje ludzi. Niby każdy może włączyć sobie co chce np. na Spotify, a i tak włącza radio, licząc, że ktoś się odezwie i powie coś ciekawego. Inna rzecz, że są stacje, w których prowadzący prześcigają się tylko w wymyślaniu niby-śmiesznych puent do nic nie znaczących newsów. Takiego radia nie lubię.

A jak pandemia wpłynęła na waszą codzienną pracę?

Od prawie roku, do radia przychodzą w zasadzie tylko Ci, którzy muszą - tzn. są na antenie. Cała reszta, która przygotowuje program - a to wbrew pozorom jest całkiem spora grupa - pracuje z domów. Na kanapie i w kapciach. Niby fajnie, ale wszyscy chcielibyśmy wrócić już do redakcji. Nie trzeba być jednak wirusologiem, żeby wiedzieć, że na to - niestety - na razie się nie zanosi.

 

Rozmawiała Karolina Rudzik

 

Paweł Truszczyński – absolwent XXII LO w Warszawie i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Przygodę z radiem zaczął w Radiostacji w 2005 roku. Obecnie jest zastępcą dyrektora ds. informacji w Radiu Zet.

 

 

 

 

 

 

 

Artykuły z tej kategorii

25 lipca 2024
„Byłem
19 czerwca 2024
Urzekła
29 kwietnia 2024
"Jak
05 kwietnia 2024
Pojednanie